Ostatnio kupiliśmy nową gofrownicę, z racji że poprzednia już się wysłużyła i praktycznie odmówiła współpracy. Tym razem zdecydowałam się na zakup bardziej profesjonalnego sprzętu ;) Gofrownica jest na prawdę wspaniała - dobrze się nagrzewa i piecze świetne gofry bez względu na gęstość (lub rzadkość) ciasta :P I co niezwykle ważne w wypieku gofrów - ma dużą moc! A produkuje ją polska firma specjalizująca się w produkcji gofrownic - Dezal. W ofercie mają kilka gofrownic. Ja zdecydowałam się na model 301.5 w kolorze czerwonym, ze średnią kratką i zdecydowanie polecam ten model wszystkim miłośnikom gofrów! Kto chce zapraszam na testy konsumpcyjne ;) Muszę jeszcze popracować nad idealnym kształtem gofrów (choć w jedzeniu nikomu z domowników ten nieidealny nie przeszkadza, a wręcz stanowi atut; nasze gofry wyglądają jak Krang z Wojowniczych Żółwi Ninja).

W tym przepisie wykorzystałam ziarno samopszy, które kupuję w sklepie Babalskich. Na ich stronie możecie dowiedzieć się wiecej o tym wspaniałym (i bardzo smacznym) ziarnie :)
Składniki (na 12-14 szt):
- 2 filiżanki ziarna samopszy, przepłukanego
- 2 filiżanki przegotowanej, ostudzonej wody (lub wody mineralnej)
- 3-4 jajka z chowu ekologicznego
- szczypta soli
- 1 łyżka cukru muscovado
- 1 łyżka oleju kokosowego
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia (używam bez fosforanów) - niekoniecznie (zdażyło mi się raz zapomnieć, a gofry i tak wyszły znakomite)
Przepłukane ziarno samopszy namaczam na noc w wodzie w stosunku 1:1. Następnego dnia ziarno wraz z wodą, w której się moczyło przekładam do kielicha blendera wysokoobrotowego (używam Vitamix) i dodaję pozostałe składniki. Mieszam na najwyższych obrotach do uzyskania gładkiego ciasta. Ciasto najlepiej odstawić na ok. 30 minut (jeśli tylko ma się czas, u nas to raczej nie możliwe ze względu na dzieci ;))
Nagrzewam gofrownicę i piekę ciasto aż będzie miało chrupiącą skórkę. Podaję z ulubionymi dodatkami: domową nutellą (lub takim
kremem orzechowym), dżemem, powidłami, mascarpone (lub dla wegan innym słodkim serkiem roślinnym, np. z nerkowców), albo jeśli ktoś woli wytrawnie - z awokado (moje ulubione!).